Przyszliśmy tutaj nago, nadzy też stąd odejdziemy. Nie gromadźcie na tej ziemi niczego, wszystko jest tymczasowe. Możemy gromadzić tylko jedno – Miłość Bezwarunkową.
Im bardziej kierujemy się bezwarunkowością, tym bardziej możemy żyć miłością i tym bliżej znajdujemy się Boga. W świecie duchowym ludzie żyją tylko potrzebami serca i zachowują się całkowicie bezwarunkowo.
Tutaj, w tym świecie, również można żyć w ten sposób. Gdzie według Chrystusa jest Królestwo Boże? Wewnątrz nas. Jeśli wewnątrz nas jest królestwo Boże, jeśli żyjemy miłością, to już nie mamy się czego obawiać. Gdziekolwiek byśmy przebywali – zawsze jesteśmy szczęśliwi. Jedyne cierpienia innych mogą nas przyprawić o smutek. Zaczynamy współodczuwać z innymi. Naszym jedynym problemem jest sposób, w jaki możemy uszczęśliwić innych? Ego zaś zawsze wymaga „Dajcie mi to!”, zawsze mu jest mało. Nawet jeśli dacie wszystko to, o co prosi ego, umysł będzie poszukiwał przyjemności w czymś innym. Wielu nawet zanurza się w życiu duchowym po to, aby było im dobrze w sensie fizycznym i aby odeszły ich choroby. Stopień naszego rzeczywistego zbliżenia do Boga jest zależny od ilości naszej miłości bezwarunkowej oraz bezwarunkowości. Nasza osobowość jest o tyle rozwinięta, o ile jest w nas mniej w nas egoizmu. O tyle ta więź jest większa. Jedynym rodzajem energii, którą otrzymujemy w sferze niematerialnej, jest Boska energia miłości, ale nasze ego ją blokuje. Miłość oraz przywiązanie są pod wieloma aspektami do siebie podobne. W świecie materialnym miłość przejawia się jako przywiązanie. Jednak są to rzeczy bardzo od siebie różne. Chodzi o to, że początkowo dusza powinna odczuwać stan błogości w wyniku połączenia z Wyższym poziomem, ale trafiając do świata materialnego, próbujemy odczuwać błogość wynikającą z działalności ego, umysłu oraz zmysłów.
Mówimy, „kocham gruszki i arbuzy”, i nie mamy na myśli miłości, tylko stopień przywiązania do nich. Jestem przywiązany do gruszek, jestem przywiązany do arbuzów. Albo też mówimy: ”Maria, kocham cię. Masz takie nogi. Masz takie uszy, które tak ładnie klaskają! Takie to jest ładne i fajnie! Nie mogę bez Ciebie żyć. Co prawda, gdy się zestarzejesz i nie będę mógł już rozkoszować się twoim ciałem, to przestanę cię kochać…”.
Albo też kocham cię ZA COŚ… Przywiązanie zakłada, że chcecie to wykorzystać dla potrzeb swojego ego oraz umysłu, dla swojej przyjemności. Jeśli rzeczywiście kochacie jakiegoś człowieka, to waszym celem jest uczynienie go szczęśliwym. Jest to normalne, że mamy określony rodzaj przywiązania do żony (męża) i do dzieci. Jednak ważnym jest przejawianie miłości we właściwy sposób. Wielu rodziców mówi do swoich dzieci: „Urodziłam cię dla siebie, dla swojej przyjemności”. Następnie próbują wskazywać, czym ich dzieci powinny się zajmować w życiu, na przykład, „jestem inżynierem, więc ty też będziesz inżynierem”. Tylko przecież wasze dzieci nie prosiły, żebyście je urodziły. Chcieliście je urodzić dla swojej przyjemności.
Teoretycznie rzecz biorąc, nie jest to już miłość, jest to przywiązanie. Gdy kochamy kogoś, jesteśmy gotowi na oddawanie i przy tym dajemy wolność obiektowi naszej miłości. W tym momencie należy też brać pod uwagę, że nie możemy dzieciom dawać całkowitej wolności. Nie należy mówić: „Dzieci, jedźcie, co tylko chcecie: chrupki, pizzę i popijajcie to coca colą”. Za pięć lat w ten sposób dzieci zepsują swoje zdrowie, nabierzecie przez to efektów złej karmy i przez to w następnym wcieleniu będziecie mieli takich durnowatych rodziców, którzy kierowani swoją „miłością” będą wam pozwalali na wszystko i zepsują wam przez to życie. Określone wychowanie i pewien rodzaj surowości jest zawsze niezbędny. Dla przykładu, jeśli jesteście nauczycielem, albo kierownikiem, albo policjantem, powinniście przejawiać określony rodzaj srogości, ale to powinno wynikać z miłości. Zgodnie z prawem karmy wszyscy odgrywamy pewne role. Obecnie gram rolę nauczyciela, ale jest to po prostu gra. Na poziomie duchowym każdy z was może się znajdować wyżej. Nikt nie może wiedzieć, ile inny człowiek ma w swoim sercu miłości. Zakładacie maskę, ale wewnątrz zdajecie sobie sprawę z tego, że osobowość jest po prostu maską. Tłumaczenie słowa „osobowość” – „persona” – pochodzi od słowa „maska”. Po prostu zakładamy różne maski, ale to jest całkiem inna sprawa czy zakładamy je w sposób świadomy, czy nieświadomy. 99% ludzi nosi je w sposób nieświadomy.
Ktoś kogoś popchnął – pojawia się maska gniewu; pochwalono kogoś – pojawia się maska zadowolenia i radości. Ale są to tylko maski. Tak naprawdę, osoba, znajdująca się na platformie duchowej, zakłada te maski w sposób świadomy. Czasami trzeba na kogoś nakrzyczeć, czasami trzeba być srogim, ale to pochodzi z samej duszy, wszystko dzieje się z miłości. Wariactwo duchowe zaczyna się w chwili, gdy utożsamiamy się ze swoim ciałem, umysłem, fałszywym ego. Przynależę do określonej narodowości, mam tak lub inaczej na imię…
Powinniśmy nauczyć się być wewnętrznie obojętnymi na komplementy i krytykę. Proszę sobie wyobrazić: wrona usiadła na królewskim tronie, jednak nadal pozostaje wroną, tak jak była nią wcześniej. W psychologii wschodniej przyjmuje się, że gdy ktoś prawi nam komplementy, to wyobrażamy sobie Boga bądź nauczyciela duchowego i rozumiemy, że to właśnie im jest w ten sposób oddawany szacunek. Rozumiemy, że coś nam wychodzi, bo mamy pewien zapas dobrej karmy, ale to się dzieje dzięki woli Boga. Spokojnie przepuszczamy komplement i mówimy: „Dziękuję”. Nawet jeśli taki komplement nie jest szczery, nadal trzeba powiedzieć: „Dziękuję”. Nie należy jednak przyjmować tego na swój poczet, ani się tłumaczyć: „nie, no co Pan mówi, wcale taki nie jestem, nawet nie wiecie, jaki jestem naprawdę”.
Gdy ktoś nas obraża, powinniśmy od czasu do czasu się bronić na poziomie zewnętrznym. Mówią do nas: „Jesteś głupi!”. „Rzeczywiście? Dlaczego?”. W duszy jednak akceptujemy tę sytuację. Ten człowiek przedstawia nam swoje widzenie świata, wypowiada swoje zdanie. Jednak psychologowie wiedzą o tym, że ktoś dostrzega w innym człowieku to, co istnieje w nim samym.
Abraham Maslow zbadał chorych i odkrył, że około 90% chorych ludzi nie chce być zdrowymi i że rozkoszowali się oni swoimi chorobami. Było im znacznie przyjemniej przyjść gdzieś i opowiadać o tym, ile mają problemów. Jest to rodzaj trudnej do zdefiniowania przyjemności. Gdy człowiek nie otrzymuje miłości, próbuje on otrzymać litość.
Współczesne badania potwierdzają, że większość dzieci choruje dlatego, że brakuje im miłości rodziców. Jedyne czego potrzebujemy – to miłość bezwarunkowa, i jeśli jej nie otrzymujemy, to zaczynamy błagać o nią za pomocą litości. Podświadomie nasze ciało mówi: powinnaś chorować, powinnaś być nieszczęśliwa. Robi nam się szkoda samych siebie, oczekujemy, że nas ktoś pożałuje.
Rami Bleckt
Leave a Comment